Hitchock to na pewno jest dobry reżyser, ale w niektórych filmach kompletnie nie widac jego umiejętności budowy napięcia. Np: oglądając film Ptaki nie zachwyciłem się, ani nie towarzyszyło mi nic innego poza nudą. Oczywiście ma filmy, które szczególnie mógłbym wyróżnić (Północ - północny zachód i Psychoza).
Jak każdy twórca ma gorsze dzieła. Ptaki są dla mnie strasznie przestarzałe. Ok, to stary film. Ale nie sądzę żeby takie "Szczęki" kiedykolwiek stały się taką ramotą jak "Ptaki".
Nie zgodzę się z Tobą, jasiu15. Aktorsko "Szczęki", film, który lubię i do którego chętnie wracam, mogą się schować przy "Ptakach". Hitchcock zdecydowanie lepiej aktorów prowadzi niż Spielberg. On ma zwykle samograje w obsadzie, którym nie trzeba mówić co i jak.
Ja nie wiem jak on ich prowadził... Wiem natomiast, że nie ma tak wyrazistych postaci jak Quint czy Brody, w ogóle nie wiem czy Hitchcok w jakimkolwiek swoim filmie miał jednego aktora tak dobrego jak Scheider, Shaw czy Dreyfuss.
Wyrazistych nie miał aktorów, miał aktorów świetnych, jak Stewart czy Montgomery, którzy nie zdominowali filmu. Faktem jest to, że w przypadku Hitchcocka pamięta się film, a nie aktorów jako takich. Z takimi filami jest tak, że w głowie osiadają szczęki rekina i scena pod prysznicem :)
Ciekawe, że wymieniłeś Stewarta. Jest to jeden z aktorów, których po prostu nie trawię. Na serio uważam, że każdy film Hitchcocka ze Stewartem byłby lepszy, gdyby zamiast Stewarta był ktoś inny. Obejrzyj sobie jakiś film z nim i powiedz, że nie widzisz jak on sztucznie gra, jaką ma nieznośną manierę, jak mówi jakby miał jedzenie w buzi... Uff, zawsze mi on przeszkadza. Jedynie w Oknie na Podwórze z tego co pamiętam nic do niego nie miałem.
Ja akurat ze Szczęk najbardziej pamiętam tych trzech ziomków, a rekina najmniej, bo przecież był w filmie pokazany łącznie przez parę minut. Jak dla mnie to postacie były siłą tego filmu.
Hmm, ja tam go lubiłem w westernach, a i u Hitchcocka się sprawdził. Maniera była - zobacz sobie innych aktorów - na dobrą sprawę wszyscy wypadają sztucznie i manierycznie. Wspomniałem Clifta /mea culpa, użyłem imienia, a nie nazwiska we wcześniejszym wpisie/ - też sztuczny w "Wyznaję", ale mimo wszystko prawdziwy.
Przypuszczam, że dzisiaj np. taka Vivien Leigh za "Przeminęło z wiatrem" nie miałaby szans na jakąkolwiek nagrodę aktorską.
Do "Szczęk" to ja mam sentyment, bo jeszcze gile w nosie miałem , gdy zobaczyłem po raz pierwszy :)
Teraz sobie zerknąłem - "Szczęki": miejsce 1955 w filmwebowym rankingu. Zawsze wiedziałem, że "Nietykalni" to arcydzieło, i Nolan, i produkcje JJ Abramsa :D