Nie uważacie, że te jego sekundowe epizody na początku wszystkich jego dzieł są tak naprawdę
tą samą postacią, która jest tak jakby zwiastunem nadchodzącego napięcia i intrygi w filmie (coś
jak Artur Barciś w Dekalogu Kieśla)?
Nie szedłbym tak daleko. On się tymi epizodami po prostu bawił. Tak naprawdę nie miały dla niego żadnego znaczenia.
To że pojawiał się na początku, wynikało z tego, iż nie chciał rozpraszać widza. Wypełniał swoja małą tradycję na początku i potem już nie zaprzątał widzowi głowy, tylko dawał mu się skupić na samym filmie.